środa, 10 sierpnia 2011

Drzewo



Tak, jest tam też drzewo. Ale tak z boku. Ponoć dobrą ma energię. Nie wiem. Poszedłem, ale nie czułem. Na swój sposób rozumiem, że jak jest dobra energia to się człowiek dobrze czuje. I ja czasem, w niektórych miejscach czuję się właśnie dobrze. W innych źle. W jednych jestem spokojny i się uśmiecham, choćby wewnętrznie, a są takie niespokojne. I ciężko to wyjaśnić, bo wcale nie muszą być w niezgodzie z moim odbiorem estetyki. No, tako jest i już. Pewnie wielu tak ma, jeśli nie wszyscy, więc od banału zacząłem.

No właśnie, ale w tym miejscu, w którym stałem, gdy robiłem powyższe zdjęcie, nie czułem się ani niespokojnie ani spokojnie. Dziwnie mi było. A przeważnie jak mi jest dziwnie, to najpierw to odrzucam. Tak w pierwszym odruchu. Racjonalizuję sobie, że ooo… oo.. co to w ogóle jest?! Że beton, a przecież taka okolica, że to jak skrzyżowanie zamku Gargamela z Licheniem… no i sznurek skojarzeń, który nabierać zaczyna konstrukcji argumentacyjnej coraz to bardziej uzasadnionej. Ba! mądrej takiej… Że jak to się ma architektonicznie do pejzażu?! Kto to pozwolił?! I to w Szwajcarii?! Taki potworek architektoniczny. Jeszcze nieskończony. I tak zostawili. No, no, no…

Ostatnimi jednak laty, w takich momentach, staram strzelić się w potylicę i pomyśleć, co mi tu wadzi. Sprawdzić głębiej, bo może to wadzi nie to, co przed okiem lecz to, co za okiem. Co w głowie. Muszę wówczas myśli wychodzić. Coś na kształt nietzscheańskich „ergangene Getanken” (myśli wychodzonych).

Zanim jednak zacząłem je wychadzać, musiałem przypedałować z Bazylki / Bazyliszka / Bajzlu. I się leciutko zaziapałem, boć to jakie 14 km pod górę trzeba. Czasem nawet stromo, a ze mnie żaden wytrawny rowerzysta. W mieście lubię, ale poza miastem wolę chodzić. Więc jak już dojechałem to chodziłem. Myśli wyprowadziłem. Ku przewietrzeniu. Dornach nazywa się wioska. Nieco na jej uboczu stoi zaś ów budynek. I kilka innych budynków. Równie intrygujących. A miejsce owe zowie się Goetheanum. Choć chyba bardziej pasowałoby Steineranum. Bo Rudolf Steiner był tym, który zapoczątkował całą ideę. Pewnikiem to on sam nadał obowiązującą nazwę od niemieckiego romantyka pochodzącą, bo i nad spuścizną Johanna Wolfganga pracował naukowo. Niezręcznie by mu było zresztą firmować cały projekt własnym nazwiskiem. Wszystko wygdybane, bom nigdzie na informację nie trafił jak to z tą nazwą było.

Najpierw dowiedziałem się, że budynek ten powstawał już przed II Wojną. Na miejscu tegoż stał wcześniej drewniany, kopulasty. Spalił się napoczątku lat 20. XX wieku. Ale wnet zaczęto stawiać nowy. Steiner wysnuł ideę betonowego wylewu. Co było nowatorskie bardzo w owych czasach. I nie była to jedynie idea praktyczna, inspirowana pożarem, ale dająca nowe możliwości spełnienia steinerowskiej idei organicznej architektury. Każdy szczegół i cała konstrukcja miały w założeniu rytm i harmonię biologiczną. Roślinne tkanki i kształty – to wzór do naśladowania. Prace nad planami i budowaniem niektórych nadzorował jeszcze Steiner, zaś

po jego śmierci dobudowywane były przez innych architektów kolejne części budowli, wciąż jednak podążające za ideą architektury organicznej. Ostatnie prace zakończyły się w połowie lat 90. Zresztą ów wielki budynek to nie jedyna realizacja tej wizji. Na terenie całego Goetheanum stoi więcej podobnych konstrukcji.


W owych budynkach mieszczą się pracownie rzemieślnicze i umysłowe, biblioteki, sale wykładowe… No właśnie, bo w założeniu jest to Szkoła Nauki Duchowej. Więc mój pierwszy odruch skojarzeniowy: Ha! Sekta! Ha! Stąd to dziwne uczucie. Mój niezawodny instynkt mnie ostrzegł. Mój intelekt stanął na straży psychiki, żeby jej nie uprowadzono… No, ale gówno – jak mówią prości ludzie. Żadna sekta. Wprawdzie można polemizować i podważać epitet „nauki”, ale w wymiarze takim samym jak powątpiewać w naukowość humanistycznych kierunków. Rudolf Steiner uważany jest za twórcę Antropozofii. Kierunku, którego głównym założeniem jest myślenie. Myślenie jest uznawane za fundament człowieczeństwa, bo wg. Steinera, świat będzie takim jakim go będziemy myśleć (celowo naginam polską gramatykę i nie piszę „jak będziemy o nim myśleć”, bo owo słowo „jak” troszkę zmienia sens, no ale nie będę się zagłębiał w tę kwestię – napisałem jak napisałem i już). Owo myślenie jednak musi dotykać także sfer duchowych, ponieważ bez tego niemożliwe jest żadne dokładne poznanie. W szkole nie przekazuje się żadnych konkretnych religijnych koncepcji. Adeptami szkoły są ludzie w różnym wieku, różnych religii, różnych poglądów… Z tego co zrozumiałem, chodzi o odkrywanie, otwieranie się. Duży nacisk kładzie się na sztukę, ruch ciała, czyli eurytmię. Jest także medycyna, rolnictwo, pedagogika, duchowa i naturalna naukowość… Jeśli np. chodzi o medycynę, Steiner opierał ją na podejściu klasycznym, naturalnym oraz duchowym. Uważał jednak, że bez studiów medycznych nie można leczyć. Dlatego, w związku z tym, że sam nie ukończył takich studiów, eksperymentował lekarsko zawsze w asyście dyplomowanego lekarza. Uważał bowiem, że do pacjenta trzeba podchodzić holistycznie. Czyli wraz z ciałem należy leczyć ducha. Tylko wówczas możliwe jest wyzdrowienie całkowite.

Steiner był także innowatorem pedagogiki. To on był pomysłodawcą tzw. placówek waldorfskich. Alternatywnego sposobu nauczania/wychowywania dzieci. Przedszkola waldorfowskie, a także szkoły znajdują się w całej Europie, również w Polsce. Spełniają wszelkie wymogi zawarte programie nauczania, mają certyfikaty i błogosławieństwa Ministerstwa Edukacji, zatem żadne sekty. Na czym polega inność. No właśnie – znacznie bardziej niż w szkołach państwowych skupiają się na rozwoju artystycznym dziecka zarówno na poziomie sztuk – muzyki, plastyki, eurytmii, jak również na zajęciach praktycznych, rzemieślniczych - lepienie z gliny, praca z drewnem, zajęcia w ogrodzie. Chodzi też o indywidualne podejście do każdego małego człowieka. Dlatego klasy są niewielkie. Nie ma ocen, co ma na celu motywowanie dzieci do nauki dla samej nauki, a nie wyróżnień czy nagan. Nauczyciel wypracowuje własne metody podejścia do dziecka. Informacje o postępach i rozwoju przekazuje zarówno podopiecznym, jak ich rodzicom. Charakterystyczny jest ponoć rytm dnia. Sposób nauczania cyklami, czyli zajmowanie się jednym przedmiotem przez kilka tygodni, a potem kolejnym… Moja znajoma Ala, zwana Owcą, pracuje w takiej szkole w Krakowie, więc może wypowie się szerzej w tym temacie. Niektórzy twierdzą, że takie dzieci mają problem w odnalezieniu się później w szkole państwowej na kolejnych stopniach edukacji, bowiem z tego co zrozumiałem pedagogika ta dotyczy etapu przed- i wczesnoszkolnego. No, ale pewnie dziecko z placówki państwowej miałoby problem na początku z rytmem szkół waldorfskich…

Wokół Goethanum są lesiste wzgórza. Na stokach są ogrody, sady i pastwiska. Działa też w innym budynku przedszkole i szkoła waldorfowska. Trafiłem akurat na ogródkowe zajęcia. Skojarzenie: mormoni ;-) Ale te dzieci pochodzą z okolic. Nie są zamknięte i indoktrynowane według jednej ideii. Wyglądają na zupełnie radosne istoty, które nad najnowszy model iphona przedkładają robienie bukietów albo sadzenie rzodkiewki. A pewnie iphony też mają.

Tako znacznie więcej czasu spędziłem na ogródkowych ścieżkach niż w głównym budynku. Wnętrza jego są równie oszałamiające co zewnętrzny wygląd. Wijące się przestrzenie. Raz surowo betonowe, raz w kolorach gryzących w zęby… Jest tam kawiarnia, jest czytelnia, jest pokój do odpoczynku. Coś na kształt kaplicy z rzeźbą -metaforą człowieczeństwa. Jest drzewo. Pod drzewem człowiek. W drzewach inne postaci. Widać także korzenną część drzewa, w której też wplątana jest jakaś istota. Kusicielami są ponoć owe na- i poddrzewne osobistości. Jest więc jakaś analogia chrześcijańska. Ponoć jest też coś na kształt teologii Steinerowskiej, ale tego w szkole nie ma. Niewiele też można o tym znaleźć wśród broszur. W Internecie znalazłem tylko opis jego idei. Jakoby Chrystus miał kilka wcieleń… właściwie nie wiadomo, więc i nie będę się rozwodził.

W owym największym budynku jest także sala teatralna! Zupełnie niezwykła. W ogromnych oknach nieprzeźroczysta masa szklana. W każdej wnęce inny kolo

r. Zielony, różowy, czerwony żółty, filoetowy… Za dnia robi to niesamowite wrażenie. Na sklepieniu wymalowane są sceny tworzenia świata czy kolejnych etapów życia. Wszystko w takiej nieco bajkowej stylistyce, nieco chagallowskiej. Wystawiany jest tam cyklicznie "Faust" Goethego, a także "Die Mysteriendramen" Steinera. Przyjeżdżają też inne teatry ze swoimi przedstawieniami.

W związku z karteczkami, na których proszono, by nie robić zdjęć w owej teatralnej sali, podobnie jak w owej kapliczce z rzeźbą, nie mam wizerunków. Wprawdzie nikt nie pilnował, no ale czemu miałbym nie respektować prośby gospodarza. Wszak mogę opowiedzieć słowami. A po Internecie pewnie krążą jakieś zdjęcia tych pomieszczeń, więc jak komuś zależy, to można wygooglować.



Dziwne to miejsce. Chodziłem po ślimakowych korytarzach, stawałem przed drzwiami o niesymetrycznych kształtach i miałem wrażenie jakbym był w kościele. Tak też się zachowywałem. Starałem się stąpać w miarę cicho. Ruch wydawał mi się niezbyt wskazany. Tylko jeśli jest konieczny. Zagadnięty odpowiedziałem szeptem. Wtedy uśmiechnęła się do mnie Pani pytająca i powiedziała, że nie muszę tutaj szeptać. Mówiłem więc do niej już normalnie, ale jak sobie poszła, to znów uskuteczniałem chód świątynny.

Wróciłem, więc pod drzewo. To prawdziwe. To z dobrą energią ponoć. Tam się czułem jakoś tak bezpieczniej. Spokojniej. Nie żeby w budynku było źle, ale… sam zresztą nie wiem. Na pewno dobrze się tam myśli. Spowalnia wszystko. Jak w świątyni. Albo pod drzewem właśnie. Tak, jak siedzę pod drzewem, to faktycznie jest coś z klimatu świątyni. Przecież drzewa to były pierwsze świątynie. Wciąż jednak pod drzewem czuję się bezpieczniej. A najbezpieczniej na gałęzi. Dyndając nogami. Ot, i powrót. Na drzewo.


4 komentarze:

  1. Od mojej dobrej znajomej, która w Niemczech spędziła większość swojego życia otrzymałem sprostowanie dotyczące walforfowskich szkół. Mianowicie nie ograniczają się one tylko do edukacji przed- i wczesnoszkolnej. Są bowiem placówki, które przygotowują również do matury. Nie wiem czy i w nich nie ma ocen i jak wygląda tam system kształcenia. Niemniej, egzaminy dojrzałości ogólnolandowe czy ogólnonarodowe przechodzą wszysycy i to z niezłymi wynikami!

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tego, co mi wiadomo: na żadnym etapie waldorfskiej edukacji nie używa się ocen cyfrowych. Bo to właśnie w tym sęk, by nie było ocenowego szczurzego wyścigu o najlepsza notę.
    W Polsce sa podstawówki (5) i gimnazja (2). Za granicą również szkoły średnie.
    Zainteresowanych zapraszam na www.istota.edu.pl, gdzie nieco szerzej opisana jest zacna metodyka waldorfska.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna walka ze schematami poznawczymi i jakże przyjemny dystans do własnej głowy:) No i te uwagi o szepcie i stąpaniu:)
    Miejsce wydaje się bardzo ciekawe, organiczne właśnie, niby to brzydkie, a jakoś tak z tym ogrodem harmonizujące.

    Podziwiam szacunek dla zakazu fotografowania, na Żydowskim cmentarzu w Pradze nie mogłam się powstrzymać, by nie zrobić choć jednego zdjęcia, nie uszanowałam zatem...może gdybym umiała zapamiętać, albo tak poetycko opisać.

    A i jeszcze....powrót na drzewo! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Eee... tam, mi też się zdarza łamać zasady. To pewnie kwestia podejścia i argumentacji własnej. Momentu, powodów, sensu... a to przecież wszystko bardzo osobiste kwestie, więc i nie ma czego podziwiać. Niemniej dziękuję znów za łechcące próżność słowa (-;

    OdpowiedzUsuń